Jak wygląda sprawa wyborów prezydenckich z punktu widzenia matematycznego epidemiologa?
Ja się mogę tylko wypowiadać na tematy epidemiologiczne, a nie polityczne, choć te dwa aspekty są bardzo ściśle ze sobą związane.
Z takiego czy innego powodu, rząd Polski – jak i większość rządów na świecie – wybrał strategię ‘lock-down’, uważając, że preferuje uniknięcie katastroficznej zapaści służby zdrowia niż sprawne funkcjonowanie polityki i gospodarki. Wydaje się, że w większości krajów takie podejście ma znaczące poparcie społeczeństwa. Ponadto, katastrofa systemu zdrowotnego to ryzyko “teraz”, a ekonomiczny i polityczny problem jest na “potem”. Politycy rzadko myślą poza terminem następnych wyborów, więc wybiorą strategię, która przynosi skutki “teraz”.
Poza tym być może łatwiej sobie dać radę z ekonomią drukując pieniądze, niż z brakiem maseczek i trumien. Ilustracją takiego myślenia jest Wlk. Brytania i – niesławna, choć ponoć źle zinterpretowana – strategia ‘herd immunity’. Nawet Trump, który najpierw szedł alternatywną drogą, potem się przeraził i zmienił strategię.
Czy była to dobra decyzja, czy nie, oceni historia (przy użyciu modeli matematyczno-epidemiologiczno-ekonomicznych). Piszę o tym więcej na swoim blogu, a planuję wkrótce wrócić do tego tematu.
Ale jeśli się coś już wybrało, to trzeba być konsekwentnym i wziąć pod uwagę fazę epidemii, w której jesteśmy i w której prawie na pewno pozostaniemy do początku maja. Przeprowadzenie wyborów w tej fazie epidemii jest akcją niezgodną z obraną ogólną strategią i, jak większość takich akcji “pośrednich”, bardzo możliwe, że doprowadzi do kolejnej fali zarażeń. A w konsekwencji do cierpienia i zgonów, których można było uniknąć.
A nawet jeśli nie będzie jakiejś bardzo dużej fali nowych zarażeń, to każdy ‘blip’ (czyli nagły wzrost przypadków) będzie przypisany wyborom i użyty do delegitymizacji ich wyników.
Przytaczanie przykładów z Bawarii (że niby nic się tam nie stało, więc nic się nie stanie i w Polsce i w maju…) nie ma tu znaczenia, bo po pierwsze, nie ta skala, a po drugie, osobiście uważam, że z epidemiologicznego punktu widzenia wybory w Bawarii to był błąd, który spowodował wzrost przypadków. Płd. Korea właśnie przeprowadza wybory powszechne, ale oni są dużo bardziej zaawansowani w zwalczaniu epidemii, a poza tym ich strategia pozwala na bardziej dopasowaną akcję testowania, wykrywania, izolacji i zwalczania. Taka opcja w Polsce wymagałaby całkowitej zmiany podejścia do epidemii, drastycznego zwiększenia potencjału służby zdrowia do testowania i do leczenia. Jest to niemożliwe do wykonania w ciągu miesiąca.
Oczywiście będzie bardzo ciekawe jaki rozwiązanie zostanie przyjęte w USA w wyborach powszechnych w listopadzie, jeśli epidemia albo jeszcze nie przygaśnie, albo będziemy już w drugiej (trzeciej,…) fali.
Jeśli wybory nie w maju, to kiedy w tym roku? Niestety nie umiem na to pytanie odpowiedzieć i podejrzewam, że nikt w tej chwili tak na prawdę nie wie. Nieco dłuższą skalę czasową opisaliśmy w artykule w The Conversation:
The governments are hoping that a combination of social distancing, border closures, isolation of cases, testing and increasing immunity in the population will slow down the spread of the coronavirus and will hopefully open up successful eradication strategies. Yet past experiences suggest that we may need to learn to live with the coronavirus for years to come.
ale pytanie jest o średnią skalę czasową, na której zbyt wiele jest niewiadomych. To trochę jak z pogodą: potrafimy stosunkowo dobrze przewidzieć następnych kilka dni i potrafimy powiedzieć, że w lecie będzie ciepło, ale przewidywania co do następnych tygodni są niewiarygodne.
Ja osobiście podejrzewam, że dopiero pojawienie się skutecznej – i w miarę bezpiecznej – szczepionki pozwoli pozbyć się wirusa, tym niemniej może uda się go na tyle ograniczyć, że będziemy w stanie z nim żyć zanim (jeśli w ogóle) pojawi się szczepionka. Ale jedno i drugie to kwestia miesięcy jeśli nie lat.